23 sierpnia 2015

Dziś o testach Matującego kremu Zielona Herbata Green Pharmacy Herbal Cosmetics

Zacznę od najprzyjemniejszej strony. Przede wszystkim zapach. Według mnie to nie jest zwykły jednowymiarowy zapach zielonej herbaty. Zapewniam, że gdyby tak pachniała moja zielona herbata w kubku, to przestałabym ją pić, a zaczęłabym jeść. Zapach kremu, według mnie, jest wzbogacony czymś cudownie lekko owocowym, ale w minimalnym zakresie, albo to tylko mi się tak wydaje. Jednak sam olej z oliwek, ani macadamia, a tym bardziej pantenol zawarte w kremie tak nie pachną. Mniejsza z tym, bo jest naprawdę super i chcialabym, aby wszystkie moje kosmetyki robiły takie wrażenie na moich receptorach zapachowych (niektórzy wiedzą, że moja orientacja w terenie to całkowite przeciwieństwo gołębia pocztowego, za to natura obdarzyła mnie węchem psa myśliwskiego wysokiej klasy, co czasami potrafi być naprawdę uciążliwe, zwłaszcza w warunkach komunikacji miejskiej lub galeriach ze świetnymi ciuchami w sezonie letnim). Tak więc zapach kremu jest na ogromny plus.

Teraz o samym działaniu kremu.

Wyraźnie i nie bez powodu napisano na głównej etykietce kremu, że jest on przeznaczony dla cery tłustej i mieszanej. Ja mam cerę mieszaną i jak większość z nas przy pomocy pudru staram się ukryć tą tłustą mniejszość (nos i czoło). Tak więc absolutnie nie powinien tego kremu stosować na całą twarz ktoś, kto nie ma cery bardzo tłustej, bo krem nie spełni jego oczekiwań. Herbata zielona w kremie ma właściwości nawet nie tyle wysuszające, co zachowujące cechy bazy pod makijaż, więc razem z bazą trzeba coś jeszcze (krem odpowiedni do typu i wieku cery). Ktoś kto używa takiej bazy wie o czym piszę. Baza pod makijaż idealnie maskuje "tłustość" cery i znacznych rozmiarów pory np. na nosie i w jego okolicach, ale, powiedzmy sobie szczerze, zapycha je. Testowałam krem, a bazę stosowałam i raz na jakiś czas, od wielkiego dzwonu, stosuję nadal i naprawdę według mnie działanie wygląda podobnie. W moim przypadku, aby uzyskać pożądany efekt, czyli zmatowienie okolic "świecących", ale bez uczucia zaszpachlowania twarzy, zrobiłam tak: krem zielona herbata  zastosowałam tylko na nos, okolice tuż obok nosa (ale jeszcze nie policzki) i środkową część czoła. Na resztę twarzy i pod oczy zastosowałam te kremy, co stosuję zwykle. Tak samo z szyją i dekoltem. Wiem, że to trochę zabawy, ale efekt murowany. Na opakowaniu pisze wyraźnie, aby stosować na miejsca skłonne do przetłuszczania. Szkoda, że nie dodali "tylko i wyłącznie", wtedy nie byłoby rozczarowania osób, które zachwycone zapachem załadują niemałą porcyjkę gdzie się da i ile się da. A da się dużo, bo kremy z zieloną herbatą wchłanianie mają według mnie powyżej 100% (zrobiłam test na kremie do rąk i po pięciokrotnej (!) aplikacji pod rząd, jednej wartwy na kolejną, i super wchłonieniu się kremu, poddałam się, bo zaczęłam się martwić GDZIE TO SIĘ WCHŁANIA?! w kości???!!!!). Ale o tym innym razem, teraz jeszcze o kremie do twarzy.

Ogromnym plusem kremu jest też jego kolor (śliczna biel), konsystencja (jest puszysty i świetnie się wchłania) no i przede wszystkim cudowne zero parabenów. Ostatnio sprzedawczyni w nowo otwartej drogerii zrobiła wielkie oczy, jak ją zapytałam o maseczkę bez parabenów, a to ciekawe, bo ta drogeria też miała w swojej ofercie kosmetyki Green Pharmacy, upsss...

A teraz moje zeznania po testach przeznaczone dla cer bardziej dojrzalszych (czyli takich, jak moja)

Zielona herbata poprawia wygląd skóry, to prawda i krem polecam do stosowania przed wyjściem, żeby twarz się nie świeciła. Jednak nie łudźmy się, nie ma właściwości odmładzająch o jakie nam chodzi (liftingujących). Zielona herbata dostarcza antyoksydanty likwidujące niszczące działanie wolnych rodników, a kremy z jej dodatkiem chronią skórę przed fotostarzeniem – opóźniają pojawienie się zmarszczek i przebarwień, ale niestety nie likwidują w wystarczającym stopniu tych istniejących. Ma właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne, więc powinien być polecany szczególnie dla cery przetłuszczającej się i trądzikowej. Ot co!

P.S. Kiedyś napiszę, dlaczego bazę pod makijaż stosuję tylko okazjonalnie...


2 komentarze:

  1. Super notka :))) Najbardziej podobał mi się fragment o wchłanianiu. A same właściwości kremu też bardzo ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że ten blog nie tylko będzie pełnił funkcję kosmetyczną,ale też rozywkową :)

    OdpowiedzUsuń