27 września 2015

Paznokcie na jesień - produkty MANHATTAN, MAYBELLINE, NYC, BELL

Pewnie nie tylko u mnie co roku w okresie jesiennym paznokcie wymagają dodatkowych działań, o ile nie chcę chodzić z pazurkami kompletnie "bez pazura", tzn. całkowicie obcięte. Krótkie paznokietki też potrafią mieć swój urok, ale niestety nie u mnie.

W lecie stosowałam utwardzacz Sally Hansen
Co to jest, że w lecie, szczególnie gdy jestem na wakacjach w górach (uwielbiam polskie Tatry, ehhhh....), paznokcie mam wyjątkowo długie, jakieś takie mocne, ładne, równiutkie, że praktycznie mogę cały czas nosić "frencze", gdyby nie to, że uwielbiam też kolorki. Co najdziwniejsze, wszystko to ma miejsce bez jakiejś szczególnej pielęgnacji, zwykły pilniczek, jakiś bezbarwny lakier, np. Sally Hansen, to wszystko, po prostu tak już mam.

Za to jesienna pora niestety z naddatkiem oddaje mi "co swoje", czyli moje naturalnie bardzo miękkie, prawie jak u dziecka, paznokcie, często rozdwajające się. W zasadzie co do łamliwości, to nawet nie  wiem, bo zwykle gdy tylko zaczną się rozdwajać, od razu je spiłowywuję na krótko, więc na dobrą sprawę nawet nie zdążą się złamać.




 
Co robię, aby wzmocnić paznokcie na jesień


Po pierwsze zamiast bazy pod lakier zastosowałam NA STAŁE odżywkę przeciw łamaniu się paznokci.

Aktualnie, tzn. od trzech tygodni, używam BELL Stop Breaking Nail Conditioner i odnoszę wrażenie, że jest lepiej, choć jeden paznokieć (ten co zawsze) niestety nie podporządkował się i musiałam go mocniej potraktować pilniczkiem. Zobaczę po dłuższym stosowaniu.

Odżywka Stop Breaking Bell wygląda jak lakier, a dodatkowo odżywia paznokcie

Następnie na odżywkę nakładam lakier, w ulubionym przeze mnie kolorze jesieni, czyli ciemna zieleń z refleksami złota MANHATTAN LOTUS EFFECT, LIMITED EDITION, lub matowy ASTOR w podobnym kolorze

Jesienią preferuję odcienie zieleni


Na koniec, na prawie wyschnięty lakier nakładam jedną wartstwę lakieru szybko wysychającego MAYBELLINE EXPRESS MANICURE QUICK DRY PROTECTING, bardzo nabłyszczającego i dodatkowo z efektem lakieru żelowego.
Lakier szybko wysychający z efektem żelu. Naprawdę super produkt

Efekt według mnie więcej niż zadowalający, i wygląd i trwałość, a pazurki tymczasem spokojnie rosną




Jak odrosną, wrócę na jakiś czas do kolorów ponadczasowych, czyli np. prawdziwa czerwień, NYC 7 DAY WEAR

Prawdziwa czerwień, NYC 7 DAY WEAR
lub ponadczasowego "frencza"

French made in Bell

23 września 2015

Jesienne trendy makijażowe - cienie MATT & NUDE firmy Bell

Matowe cienie mogą powodować dwojaki efekt; albo delikatnego makijażu z klasą, większą lub mniejszą, w zależności czy z kreską czy bez, albo coś wręcz przeciwnego,  czegoś,  czego na pewno żadna z nas by nie chciała. Jeśli ktoś ogląda czasem Panoramę lub Wiadomości, to z pewnością zauważył przy zbliżeniu kamery na prezenterkę grubą mocno pudrową  warstwę na oku. Telewizja rządzi się swoimi prawami i widocznie tak musi być,  bo w sumie z daleka jest ok.,  ale gdyby spotkać dziewczynę z takim "gumowym okiem" , powiedzmy w sklepie, mogłoby być różnie.
Długo polowałam na matowe cienie, więc od razu wzięłam dwa kolory


Cienie MATT&Nude Bell, moje testowanie

Po pierwsze cienie kupiłam w biedronce,  bo przeczytałam na FB firmy Bell, że właśnie taka  nowość ma się pojawić na ich stoisku. Zobaczyłam cień o pięknym cielistym kolorze ,  o jaki zawsze mi chodziło,  wiec w euforii wzięłam od razu ten różowy, żółty uznałam za zbyt  jasny,  a ten ciemny,  za zdecydowanie nie cielisty,  przynajmniej ja nie mam ciała takiego koloru.

I tu był błąd.

Ten cielisty cień,  który kupiłam, na oku wcale nie daje koloru cielistego,  tylko praktycznie pewien odcień bieli,  przez delikatność nie napiszę,  że przy pierwszym stosowaniu "udało"  mi się uzyskać biel zombie.
Zmyłam to i nałożyłam ten różowy cień matt, ale efekt był praktycznie IDENTYCZNY!. Uznałam,  że może coś robię nie tak. Zmieniłam proaktywnie podejście.
Zmyłam oko-zombie i tym razem nałożyłam  minimalną ilość bazy pod cienie,  a na to nałożyłam nie pędzelkiem, a opuszkiem palca minimalną ilość cienia,  no wzięłam znowu ten,  niech mu będzie,  cielisty.
Tym razem jednak cień nie nałożyłam na całą powiekę,  nie chcąc ponownie  efektu zombie,  tylko nakładałam wzdłuż samej linii górnych rzęs,  tak jakby paseczek pięć milimetrów, nie wyżej.
No tak, efekt wreszcie mnie zadowolił, choć kolor cielisty to nie był. Dołożyłam troszkę jasnego brązu, akurat miałam cień Rimmela pod ręką i dopiero to było TO.



Po otwarciu cienie sugerowały mocne krycie mocnym kolorem

Na koniec leciutka ciemnoszara  kreseczka nad rzęsami,  lekko roztarta i troszkę tuszu.

Efekt miły, a ja nadal szukam absolutnie cielistego koloru cienia typu MATT :)

Faktyczne kolory po nałożeniu są bladziutkie, ale raczej białawe, nie cieliste





21 września 2015

Produkty GARNIER do pielęgnacji twarzy - płyn micelarny, tonik i krem BB

Jeśli ktoś zastanawia się, czy do codziennej pielęgnacji twarzy wybrać płyn micelarny, czy tonik, to niech się przestanie zastanawiać. Oba te produkty są niezależnie NIEZBĘDNE.

Ja w zasadzie w ogóle nie używam wody do mycia twarzy, no oczywiście nie da się wody na twarzy uniknąć podczas mycia głowy pod prysznicem, ale poza tym, jak najbardziej.

Do niedawna stosowałam płyn micelarny, którego jednym ze składników był alkohol i przyznaję, że świetnie oczyszczał cerę z makijażu, jednak przy dłuższym stosowaniu zauważyłam, że skóra na nosie po prostu się łuszczy. Dlatego właśnie zmieniłam ten płyn na na produkt GARNIER przeznaczony do cery wrażliwej. Ja nie mam cery jakoś szczególnie wrażliwej, ale akurat ten tonik nie zawiera alkoholu, więc nie wysusza naskórka, a naprawdę świetnie oczyszcza. No i kompletnie nie piecze w oczy przy zmywaniu cieni, czy tuszu.
płyn micelarny GARNIER do cery wrażliwej, bez alkoholu, a też świetnie oczyszcza cerę


Dlaczego stosuję jeszcze tonik.

Wydawałoby się, że płyn micelarny i oczyści i nawilży cerę. Tak, to prawda, jednak tonik ma coś, czego w płynie micelarnym się nie doszukałam, chodzi o witaminy. Rano cerę przecieram tylko tonikiem, to zapewnia delikatniejsze oczyszczenie niż płyn micelarny. W końcu nocą cera tak się nie brudzi, jak w dzień. Bardziej chodzi mi o zaaplikowanie odrobiny witamin, aby cera była, na ile się rano da ... promienna (?).

Dodatkowym atutem toniku witaminowego GARNIER jest przyjemny, świerzy zapach,  choć na opakowaniu pisze coś o bezzapachowości,  hmmm...
Niestety te zalety producent zabija parabenami, więc dalej będę uskuteczniać poszukiwania toniku ideału.

Tonik dla cery jest niezbędny, jak ... tonik do ginu :)

Testy kremu BB

Od razu napiszę, że w ogóle nie używam żadnych fluidów, makeupów, w płynie, w kompakcie, czy w czym tam jeszcze produkują. Nie jest tak, że mam cerę idealną, czytaj: jak woskowa lalka, ale sama jestem zadowolona zarówno z kondycji mojej cery, jak i z jej wyglądu. Raczej pielęgnuję niż tapetuję (cytat z insta lub FB). Zwykle stosuję po prostu puder wprost na krem do twarzy (wcześniej tonik, rzadko baza pod makijaż, raczej na galowe wyjścia)

Krem GARNIER BB kupiłam z czystej ciekawości, bo przeczytałam, że to w zasadzie krem, tylko od razu z kolorkiem mającym powodować "ozdrowienie" cery. To ozdrowienie polega na zakamuflowaniu wszelkich niedoskonałości i poprawie ogólnego wyglądu cery.

Mimo, że mam raczej śniadą cerę, wybrałam kolor Light i pasuje doskonale (dla blondynek jest jeszcze jaśniejszy odcień, a ten trochę ciemniejszy, to chyba tylko dla naprawdę ciemnych karnacji)

Co pokazały testy

W moim przypadku mogę stwierdzić, że krem BB ma sens, a raczej miałby, gdybym uznała, że w ogóle tapetowanie twarzy fluidkami ma sens. Po zastosowaniu kremu BB twarz wygląda faktycznie jednolicie, bardzo słabo prześwitują niedoskonałości, przez co twarz sprawia wrażenie naturalnej, ale...

Wadą kremu BB jest jednak wrażenie lekko tłustej cery, po leciutkim opudrowaniu, uczucie to w zasadzie znika. Jeśli ktoś się zdecyduje na ten krem, to doradzam rozporowadzić małą ilość w całych dłoniach, a potem dłońmi równomiernie przecierać twarz, coś, jak mycie twarzy, łącznie z powiekami.

Poważniejszą wadą tego kremu, tak samo, jak i innych kremów fuidopodobnych, jest to samo, dlaczego w ogóle z nich zrezygnowałam - ciągle trzeba pilnować, żeby nie zostawić części produktu na kołnierzykach bluzek, czy też na słuchawce telefonu stacjonarnego w biurze. W moim przypadku gra nie warta świeczki, ale wyjątkowo mogę się poświęcić :)





14 września 2015

Makijaż na kosmiczny katar - Cienie i róż BOURJOIS i ... coś jeszcze

W zasadzie, to powinnam zacząć od tego "coś jeszcze", bo w zasadzie to jest kluczowe w całym temacie, ale może zacznę od początku.

Tak się zdarzyło, że mam dziś naprawdę gigantyczny katar. Właściwie największy był wczoraj, dziś już jest zdecydowanie lepiej No cóż, początki jesieni. Niby nie jakaś ciężka choroba, ale cieknie z nosa non stop. Wiadomo, co to powoduje - nieunikniony ogropny obrzęk nosa, zaczerwienienie skrzydełek (?) nosa po obu stronach i co najgorsze mega wrażliwość skóry podczas wydmuchiwania tego, co cieknie (sorry za dosadny opis, ale musimy mieć pełną świadomość kataklizmu, jaki się pojawia na twarzy podczas kataru).
Jakby tego było mało, lekki stan podgorączkowy spowodowany wielkim katarem powoduje, przynajmniej u mnie, taką bladość twarzy, że mam obawy pokazać się nawet domownikom, żeby nie straszyć, nie mówiąc już o wyjściu z domu.

Testowałam sposób jak niżej i to naprawdę działa

Po pierwsze, nie dopuścić do super-wrażliwej skóry na nosie w czasie wydmuchiwania

To, oczym napisałam "coś jeszcze", to zwykła wazelina, ja akurat miałam pod ręką taką malutką kosmetyczną wazelinkę o zapachu pomarańczowym firmy FLOS LEK. Przyznaję, że kupiłam ją jakiś czas temu ze względu na fajne małe opakowanko i śliczny zapach, właściwie, to jej nie używałam, bo na lato miałam inne, no cóż, bardziej atrakcyjne produkty na usta. A tu, jak znalazł.

Z doświadczenia wiedziałam, że na wrażliwą skórę nosa, sfatygowaną ciągłym siąkaniem, absolutnie nie można nałożyć dowolnego kremu do twarzy. Nie wdając się w szczegóły napiszę tylko, że jeśli to zrobimy, skóra zacznie piec. Po to właśnie zastosowałam wazelinę, aby tego uniknąć.

Ważna rzecz, aby uniknąć etapu bolącej skóry, zaczęłam smarować skrzydełka nosa ZANIM stał się mocno czerwony od siąkania. Po prostu od razu, jak się zorientowałam, że mam katar. Efekt jest taki, że dziś, mimo, że katar jeszcze się trzyma (jak to mówią? siedem dni?), to skórę na nosie mam w całkiem niezłej kondycji i absolutnie nie "zmacerowaną".

Niezbędne podczas kataru, no i ślicznie pachnie


A teraz o majkijażu, czyli BOURJOIS

W dniach kataru-giganta stosuję super delikatny makijaż oparty na dwóch kosmetykach - bladziutki satynowy cień do powiek BOURJOIS, ma delikatną konsystencję, bardzo dobrze trzyma się na powiece, w zasadzie nie wymaga poprawiania w ciągu dnia i drugi kosmetyk tej samej firmy - róż do policzków, w dniach katarowych najlepiej wziąć odcień delikatnego różu, żeby nie było zbyt dużego kontrastu z bladą skórą twarzy.

Róż i jasny cień - te dwa kosmetyki wystarczą do makijażu "na katar"


Jeśli mam wyjść z domu, na usta zamiast pomadki nakładam leciutki, jasny błyszczyk do ust. Ja akurat mam pod ręką essensce i chyba się skuszę, bo właśnie wychodzę :)

No to już jest niekonieczne, ale miłe




9 września 2015

Dwa płynne złota Maroka na rękach - ARGAN HAND & NAIL CREAM PHYTORELAX i HERBAL COSMETICS GREEN PHARMACY CREAM

Krem do rąk, to kosmetyk, który stosuję ciągle i wciąż. Mam go zawsze pod ręką, niezależnie od miejsca, gdzie jestem. Tubka lub pudełeczko kremu do rąk leży w szafce łazienkowej, na stoliku w salonie, na kasliku w sypialni, w szufladzie biurka w pracy, a nawet w kieszonce na drzwiach w samochodzie. Tak, lubię kremy do rąk. I nie ma tu nic do rzeczy, że podobno po rękach kobiety najłatwiej rozszyfrować jej wiek. Są wyjątki, moja ulubiona aktorka Sarah Jessica Parker ma dłonie osiemdziesięciolatki, ale nie ze swojej winy, takie geny. To samo ma ze stopami, no cóż, zdarza się. U niej pewnie wiek poznaje się po szyi, to druga "pewna" teoria.

Ostatnio testowałam dwa kremy, oba z arganem, nazywanym "płynnym złotem Maroka".

Test 1

ARGAN HAND & NAILCREAM PHYTORELAX

Dla mnie krem do rąk ARGAN HAND & NAILCREAM PHYTORELAX jest rewelacyjny. Bardzo aksamitny, świetnie się wchłania, a raczej wchłaniał, bo przyznaję, że stosowałam go więcej niż powinnam, więc dość szybko się skończył. Fajnie się wchłaniał, więc stosowałam go również na noc do stóp i do skóry kolan zamiast balsamu, efekt? Gładziuteńki.
Co do składników, to producent umieścił na opakowaniu stwierdzenie, że to "krem o bogatej formule" i wymienia oprócz arganu w sumie standardowe składniki kremów (np. gliceryna, słonecznik i inne). Hmmm... Najważniejsze, że działa. Nie ma to jak się dobrze zaprogramować.

Pudełeczko trochę sfatygowane z oczywistych przyczyn
Krem był kupiony w perfumerii Douglas i kosztował 39zł, ale dziś można go kupić w sklepie internetowym nawet za 26 zł (można sprawdzić na Ceneo). Mnie osobiście uzależnił zapach, ale pytałam, inni tak nie mają (?)

Test 2

ARGAN HAND & NAILCREAM z serii  GREEN PHARMACY HERBAL COSMETICS

Drugi krem, to ARGAN HAND & NAILCREAM z serii  GREEN PHARMACY HERBAL COSMETICS. Podobnie jak inne kosmetyki z tej serii ma zapach, według mnie, lekko apteczny, ale mimo to miły. Na pewno ktoś, kto woli zapachy kwiatowe lub owocowe pewnie nie będzie zadowolony z zapachu, ale powinien się "poświęcić", bo krem zawiera alantoinę, keratynę i witaminy z grupy B, co w kremach do rąk jest rzadkością. Zaletą nr 1 dla mnie jest zawsze jednak zero parabenów.

Tu Maroko nie pachnie kwiatami





4 września 2015

Blaski i cienie GOSH - 9 SHADES... TO ENJOY IN NEW YORK - Paletka 9 cieni do powiek - numer 001

Muszę przyznać, że gdy się weźmie do ręki Paletkę 9 cieni GOSH - 9 SHADES... TO ENJOY IN NEW YORK 001, to nie chce się jej wypuszczać, kusi do malowania nieważne jakim kolorem, oby tylko malować i malować. Piękne cieniutkie pudełeczko, po otwarciu śliczne delikatne kolory cieni, lusterko, w którym wreszcie widać oczy. Mam też cienie z lusterkiem takiej wielkości, że malując oko widzę praktycznie samą źrenicę, więc ta paletka mnie zachwyciła. No cóż, rzeczywistość jak zwykle okazała się bardziej brutalna.


Od razu widać, które kolory cieszą się u mnie największym uznaniem



Co pokazała praktyka

Po pierwsze, jeśli ktoś kocha malować oczy pędzelkami, co zaleca wielu profesjonalistów, to niech o tym jak najprędzej zapomni w tym przypadku. Podczas nakładania cieni nawet bardzo dobrej jakości pędzelkiem (testowałam cztery), niezależnie od jego grubości, cienie nie tyle się sypią, co wręcz  KURZĄ!. Tak, niestety. Oprócz tego, że spora ilość proszku ląduje pod okiem, i to w dodatku w najmniej przychylnym kobiecie miejscu, czyli w samych, no nazwijmy rzecz po imieniu, zmarszczkach, to jeszcze wokół malowanego oka unosi się coś a'la kurz. Pył z cieni podczas nakładania jest tak delikatny, że nie są to jakieś grube drobinki, które po prostu spadną przyklejając się tu i tam, tylko powstaje wokół pędzelka taki dymek.

Przepraszam za to drastyczne zdjęcie, ale było to konieczne, bo cienie naprawdę się kurzą (przy korzystaniu z pędzelka)

Efekt powstaje taki, że jeśli nawet na codzień naszych zmarszczek pod oczami nie ma (powiedzmy, jeszcze nie widać), to cienie, a raczej ten delikatny proszko-pył natychmiast je uwidacznia.
Dobra wiadomość jest taka, że gruby pędzel do strzepywania makijażowego pyłku z twarzy bardzo dobrze sobie z tym radzi, bo pyłek się nie przykleja i nie rozmazuje, ale wiedzmy o tym, że jest tego naprawdę sporo.


A teraz mój sposób na paletkę GOSH


Oczywiście paletka jest zbyt śliczna i ekskluzywna, żeby z niej tak łatwo zrezygnować.
Przetestowałam następujący sposób i działa w stu procentach.

Po pierwsze kładziemy na powieki i wokół oczy krem do oczu (każdy ma swój ulubiony, ja o moich napiszę innym razem). Na krem KONIECZNIE stosujemy cudowny kosmetyk, jakim jest baza pod cienie, ja zastosowałam PERFECT SKIN EYESHADOW BASE, niedrogi, ale świetnej jakości  produkt firmy Bell. Moja ulubiona baza ma lekko zaróżowiony kolor, kiedyś napiszę dlaczego).

Baza pod cienie - obowiązkowo


 Na bazę nakładamy wybrany cień z paletki, ale do tego używamy aplikatora zakończonego GĄBECZKĄ, nie pędzelka z włoskami.

Tym razem te dwa po lewej NIE, ten po prawej TAK


Efekty

Jeden cień nałożony na powiekę w dzień daje śliczny delikatny efekt, za to kilka cieni nałożonych jednocześnie, wybranych zgodnie z zasadami makijażu, daje ... identycznie delikatny efekt.

No właśnie. Jeśli ktoś myśli, że samymi cieniami z paletki GOSH zrobi mocny wieczorowy makijaż, to niech się nie łudzi. Cienie są tak delikatne, no pyłki po prostu, że nawet najciemniejszy kolor na oku daje dość jasny kolor.

Oczywiście i na to jest metoda, wystarczy wcześniej zastosować kredkę do oczu, a na nią dopiero cień i można osiągnąć całkiem niezłe smoky eyes :)

Samo pudełeczko już mnie urzekło (cienie dostałam w prezencie od E. i K. :)




3 września 2015

Małe czary mary - Serum Estee Lauder Advanced Night Repair Synchronized Recovery Complex II

Tym razem biorę na tapetę (hmmm...) serum Advanced Night Repair Synchronized Recovery Complex II. Małą, wręcz mikro buteleczkę serum, 7ml, dostałam w prezencie od K., która kupiła okazyjnie ten produkt w zestawie z korektorem (podobno całkiem niezłym).

Buteleczka z serum 7ml jest malutka, ciemna (i świetnie, bo jest ochrona kosmetyku przed promieniami słonecznymi) i ogólnie wygląda jak małe śliczniątko, które zdziała, zgodnie z opisem producenta, cuda na mojej twarzy i po nocnym zastosowaniu obudzę się piękna, młoda, choć niezbyt bogata, gdybym sama miała kupić serum, no ale rozumiem, że czary kosztują (sprawdzałam dzisiaj na stronie Douglasa, serum kosztuje 439zł, 50ml).


Małe czary mary pod oczy - tylko w duecie

Moje testowanie serum

Najpierw stosowałam serum zgodnie z zaleceniami producenta, czyli na całą twarz.
TO BYŁ BŁĄD. Kosmetyk co prawda szybko (za szybko?) się wchłonął, ale niestety odniosłam wrażenie, że ściągnął mi twarz (na szczęście nie do końca) i jakoś tak skleił (?).
Przyznam, że wpadłam w panikę. Piernikiem sięgnęłam po najtłustszy krem jaki znalazłam, a miałam akurat pod ręką ten na słońce z SPF50, więc nim podziałałam. Na szczęście pomogło. Skóra twarzy wróciła na swoje miejsce. Uffff....

Jednak...

Doszłam do wniosku, że może to ja robię coś nie tak, no albo moja skóra nie jest w tak strasznym stanie, abym musiała ją ściągać na siłę. Postanowłam więc używać serum tylko i wyłącznie na miejsca, gdzie zmarszczki są naprawdę widoczne, czyli w okolice oczu. 
I ZNOWU BŁĄD, bo posmarowałam również powieki. No prawie ich nie skleiłam!
A tak naprawdę, to stały się nagle jakieś kleiste i ciężkie jak czasem w okolicach drugiej w nocy, po wielogodzinnym czytaniu z Kindla. Zdecydowałam się więc to zmyć, a nałożyć tylko pod oczy i na górną okolicę oka, tuż przed łukiem brwiowym, ale absolutnie ominąć powieki. I to był strzał w dziesiątkę. Właściwie w dziewiątkę. Dziesiątka była dopiero, gdy na to serum nałożyłam zwykły krem pod oczy, akurat miałam pod ręką EVELINE, Argan Oil przeciwzmarszczkowy odmładzający krem pod oczy (bez parabenów).

W sumie nie wiem, czy serum samo w sobie działa, bo nie jestem w stanie tego testować przez miesiąc na całej twarzy, ale na okolice oczu z kremem na wierzch bardzo polecam.Odnoszę wrażenie, że skóra wokół oczu mi się odmłodziła.

Oby inni też odnieśli takie wrażenie. Ha ha ha!


1 września 2015

Sposób na ładne stopy - Perełki kąpielowe DOUGLAS w nietypowej roli

Od razu napiszę, że sposób na ładne stopy, który ja stosuję i poniżej opisuję nie jest moim wynalazkiem, ale M., od której otrzymałam perełki Douglas w prezencie :)

Najpierw co nieco o akcesoriach potrzebnych do przywrócenia ładnego wyglądu stóp po okresie letnim.

I tak potrzebne będą:

perełki kąpielowe z olejkami (Douglas lub innej firmy),

naturalna szorstka gąbka do kąpieli (taką, jak na poniższym zdjęciu można kupić w zestawie do kąpieli w bierdonce za całkiem przyzwoitą cenę, nie polecam stosowania pumeksu, no chyba, że już jesteśmy na tym etapie, że nie mamy innego wyjścia, ale pamiętajmy, że na dłuższą metę pumeks działa dokładnie odwrotnie niż byśmy chcieli),

no i oczywiście miska z bardzo ciepłą wodą.

Jak widać, perełki do kąpieli wcale nie muszą mieć kształtu perełek :)

Cały wic w tej metodzie polega na tym, aby po pierwsze woda w misce była naprawdę dobrze ciepła, tylko wówczas perełka (u mnie akurat w kształcie kaczuszki z olejkiem o zapachu pomarańczy w środku), do końca się rozpuści w wodzie, zanim woda wystygnie. No i druga sprawa - jeśli mamy większą miskę, należy wrzucić co najmniej dwie perełki, aby woda była wystarczająco oleista.

Kaczuszka z olejkiem szybko się rozpuści tylko w dobrze ciepłej wodzie


Stopki moczymy prawie do wystygnięcia wody. Pod koniec moczenia trzemy lekko skórę podeszwy stóp naturalną gąbką,  potem wystarczy je wytrzeć i gotowe.

Praktycznie po takim zabiegu krem do stóp w ogóle nie jest potrzebny. Stopy są gładziutkie i ... pięknie pachną olejkiem kąpielowym, u mnie teraz pomarańczowym :)

Dobrze ciepła woda zmiękcza, a olejek w wodzie świetnie pielęgnuje skórę